Informacje, media

Komentarz do artykułu „Co czeka ogrody działkowe?” w Gazecie Wyborczej

Komentarz do artykułu „Co czeka ogrody działkowe?” w Gazecie Wyborczej

W dodatku „Dom” Gazety Wyborczej 9 stycznia br. ukazał się artykuł Marka Wielgo poświecony działkowcom pt. „Co czeka ogrody działkowe”. Autor tego artykułu ma konkretną wizję i poniekąd wskazuje działkowcom co mają myśleć, nawet jeśli nie jest to zgodne z prawdą. W artykule pojawiły się przekłamania i nieścisłości, które spowodowały, że do redaktora Marka Wielgo, a także do Krajowej Rady PZD napływają listy w tej sprawie.

CZYTAJ KOMENTARZ OZ MAZOWIECKIEGO – tutaj

W artykule redaktor Wielgo przypomina rozstrzygnięcia Trybunału Konstytucyjnego, a także przybliża projekty posłów Solidarnej Polski i SLD. W zaledwie kilku oszczędnych słowach skomentowano założenia do projektu Platformy Obywatelskiej. W artykule przytoczono historię Prezesa warszawskiego ogrodu „Madragora”, jednak przekaz ten jest jednostronny i brak komentarza drugiej strony, co decyduje o jego stronniczej wymowie.

Także Dział Medialny KR PZD odniósł się do tego artykułu wskazując „pomyłki” co do istotnych faktów, a także wyjaśniając i komentując niektóre stwierdzenia autora. Tekst prezentujemy poniżej:

Redaktor Marek Wielgo z jednej strony przestrzega działkowców, by mieli się w bieżącym roku na baczności, bo mogą bezpowrotnie utracić przysługujące im prawa, z drugiej natomiast podaje wiele nieprawdziwych informacji dotyczących funkcjonowania rodzinnych ogrodów działkowych oraz propozycji ustawy działkowej, które zostały przygotowane przez różne partie polityczne.

Jedna z nieścisłości dotyczy funkcjonowania ogrodu „Mandragora” przy Alei Stanów Zjednoczonych w Warszawie. Otóż w jesienią 2011 r. jego prezesem został Andrzej Tomasik, przedstawiony w artykule jako gospodarz, jakiego ogród ten jeszcze nie miał. Władze PZD zdecydowały się go jednak odwołać? Dlaczego – otóż autor artykułu nie zadał sobie trudu, by zadać to pytanie władzom PZD, a jedynym informatorem uczynił właśnie pana Tomasika, który przedstawił fakty wygodne tylko dla niego. Tymczasem warto wyjaśnić, że byłego już prezesa, ani pozostałych członków zarzadu, nie odwołał Okręgowy Zarząd Mazowiecki. Ich mandaty z mocy prawa wygasły, po tym jak pięciu z dziewięciu członków zarządu złożyło rezygnację. W wyniku tego, zgodnie z § 49 ust. 1 Statutu PZD organ wyższego stopnia, w tym przypadku OZ Mazowiecki, powołał organ komisaryczny. Natomiast jeśli chodzi o przywołaną w artykule kwestię trzech miesięcy na uzupełnienie wakatów w zarządzie ROD, to warto wiedzieć, że zgodnie z zapisami statutu PZD ( § 48) okres ten dotyczy wyłącznie sytuacji, gdy liczba osób, członków organu zmniejszy się, ale nie poniżej 50% składu. Jest to jedyna możliwość, w której zgodnie z prawem PZD można dokooptować brakujących członków zarządu ROD. Zatem stwierdzenie zawarte w artykule dotyczące tej materii jest nieprawdziwe.

Warto także zauważyć, że pan Andrzej Tomasik w grudniu 2012 r. został pozbawiony członkostwa w PZD i prawa użytkowania działki, gdyż działał on na szkodę Związku. Działanie to miało polegać m.in. na nie przekazaniu dokumentacji ogrodu, w tym dokumentów zawierających dane osobowe wszystkich  działkowców zarządowi komisarycznemu. Tymczasem zgodnie z  § 52. Ust.2 statutu PZD ustępujący ogran PZD jest zobowiązany przekazać nowemu organowi PZD kompletną dokumentację ogrodu. W artykule pojawia się też szereg nieścisłości związanych z finansowaniem ROD. Tymczasem jak poinformował nas OZ Mazowiecki , obecny Zarząd Mandragora postawił byłemu prezesowi kilkanaście zarzutów w tej kwestii, w tym m.in. samodzielnego decydowania o tym, kiedy i jakie inwestycje mają zostać wykonane w ogrodzie. Tymczasem  walne zabranie nie wyraziło zgody na tego typu działanie. Posługiwanie się relacją otrzymaną z jednego – wątpliwego  źródła jest całkowitym brakiem obiektywizmu i wskazuje na nierzetelność dziennikarską. Na podstawie przekazu tylko jednej osoby wysnuwane są oszczercze hasła pod adresem Związku, który zrzesza milion rodzin działkowych. Czy w tym wypadku jest to świadome dążenie do ośmieszenia organizacji zrzeszającej działkowców i świadome kreowanie czytelnikom i społeczeństwu jej fałszywego obrazu?

Kolejny temat jaki został podjęty na łamach tego artykułu dotyczy tego, że „na szczęście już za nieco ponad rok przynależność do PZD nie będzie konieczna”. Idąc o krok dalej redaktor Wielgo pisze: „może się okazać, ze wielu ogrodom  wyjdzie na dobre wyzwolenie się spod kurateli Związku. Już teraz zabiega o to wiele z nich.” Trzeba więc zadać podstawowe pytanie: skąd takie wiadomości? Dlaczego nie ma tu żadnych konkretnych informacji, a jedynie ogólniki, ale z podkreśleniem, że takich ogrodów jest wiele. Skoro jest tak wiele, to czemu autor nie wymienia żadnego? PZD zrzesza blisko 5 tys. ogrodów, wiec posługiwanie się wyświechtanymi przykładami oderwanych ogrodów, w których działali Ireneusz Jarząbek i Wiesław Czaplicki jest co najmniej nie na miejscu. Ludzie mają prawo do własnych decyzji, jednak z naszych informacji, płynących wprost z ogrodów, a nie z bliżej nieznanych źródeł, wynika, że zdecydowana większość ogrodów opowiada się za dalszym istnieniem PZD. Dlaczego? Działkowcy wiedzą, że gdyby nie działania i ochrona jaką gwarantuje im Związek, to już dawno na miejscu wielu ogrodów stałyby wieżowce lub centra handlowe. Przykładem może być historia wspomnianego kompleksu ogrodów przy al. Stanów Zjednoczonych. Władze miasta zwróciły „byłym właścicielom” – w rzeczywistości nieznanej spółce – 33 ha, na których działki od przeszło 50 lat uprawiało ok. 1000 warszawskich rodzin. Związkowi oraz indywidualnym działkowcom odmówiono udziału na prawach strony w postępowaniu. Jedynie dzięki wieloletnim staraniom PZD udało się w końcu zablokować zwrot nieruchomości. Zabiegi Związku sprawiły, że w sprawę zaangażowała się Prokuratura. Dotarła ona do dokumentacji wskazującej, iż roszczenia do terenów są bezzasadne – dawni właściciele zgodnie z prawem uzyskali odszkodowanie. Oczywiście nikt z władz Warszawy nie podziękował PZD za upór w dążeniu do prawdy, który zaowocował zachowaniem przez miasto własności terenu wartego setki milionów, a może nawet miliardy zł. Stało się zgoła dokładnie odwrotnie. Prezydent Warszawy wytoczył działkowcom sprawę o wydanie nieruchomości. Stwierdził, że istniejące od 50 lat ogrody zajmują teren nielegalne – rzekomo decyzje organów władzy, w oparciu o które lokowano ogrody, są niewystarczające. Fakt, iż ogrody zakładały władze miasta i to one ewentualnie nie dopełniły swego czasu wszystkich formalności, nie miał dla stołecznego ratusza żadnego znaczenia. Warto też zaznaczyć, iż w oparciu o taką argumentację Prezydent m. st. Warszawy wytoczył już 171 procesów, w których żąda od działkowców opuszczenia terenów 100 ogrodów, w których działki użytkuje 13 000 rodzin. Przypadków, gdzie właściwie tylko PZD stanął w obronie działkowców, a pośrednio również interesów majątkowych miast, jest znacznie więcej. Gdyby dziennikarz zadał sobie trochę trudu, to bez problemu znalazłby informacje o tym, jak Związek pomaga działkowcom. Wielu samorządowców jasno wskazuje, że tylko Związek, jako przedstawiciel milionowej społeczności jest dla nich na tyle ważnym rozmówcą, by z nim rozmawiać i negocjować decyzje dotyczące ogrodów i ich przyszłości. Czy takim samym partnerem do rozmowy o przyszłości ogrodów będzie osamotniony działkowiec? Czy będzie w stanie obronić się bez związkowych prawników, którzy od wielu lat pomagają w sprawach spornych dotyczących działek i ogrodów? Czy zatem rzeczywiście likwidacja PZD to jest najlepsze rozwiązanie dla działkowców? Może według zamysłu dziennikarza wystarczy tylko zasiać ziarnko niepewności, a może coś z tego wykiełkuje.

W swoim artykule autor przywołuje także projekt Solidarnej Polski, zapominając przy tym, że propozycja SP to nic innego, jak odgrzebana z szuflady i zmodyfikowana inicjatywa ustawodawcza, którą poseł Dera prezentował 3 lata temu, będąc posłem PiS. Reklamowany wówczas pod hasłem „powszechnego uwłaszczenia działkowców” projekt, w rzeczywistości miał stworzyć możliwość sprzedaży działek. Odpowiedzią na niego było tysiące listów, protestów, apeli i rezolucji pochodzących od organów ogrodowych, okręgowych i krajowych samorządu działkowego, jak również od indywidualnych działkowców, które świadczyły o masowym sprzeciwie wobec propozycji PiS. Nie mając społecznego i politycznego poparcia projekt został odrzucony już w pierwszym czytaniu w Sejmie. Jak widać jednak brak akceptacji działkowców dla realizacji swoich partykularnych interesów nie zraził posła Dery, który zmieniając barwy partyjne w dalszym ciągu próbuje wmówić działkowcom, że wie, co jest dla nich najlepsze. Nowa ustawa działkowa, którą pod koniec sierpnia zaprezentowała Solidarna Polska zasiała w działkowcach wiele niepokoju, gdyż projekt ten nie zabezpiecza w żaden sposób interesów Działkowców. Zgodnie z propozycjami SP na działkowców miałyby zostać nałożone podatki, które – biorąc pod uwagę stawki rynkowe – moglyby wynieść około 400 zł. rocznie. Projekt nowej ustawy działkowej partii Andrzeja Dery nie wspomina także o ewentualnej opłacie za użytkowanie wieczyste gruntu. Tam gdzie grunty są najdroższe, a więc przede wszystkim w dużych miastach, może ona uderzyć działkowców po kieszeni. Prawo użytkowania działki miałoby być ograniczonym prawem rzeczowym. Natomiast o dalszym istnieniu ogrodów mają decydować gminy. Przedstawiciele samorządu terytorialnego będą mogli zlikwidować ogrody i pozbawić użytkowników działek bez pytania ich o zdanie. SP milczeniem pomija fakt, że możliwość tworzenia nowych ogrodów, w miejsce likwidowanych to praktyka znana działkowcom od wielu lat. Jednak dotychczas likwidacja działek nie zależała od decyzji politycznego establishmentu i grup interesu, które zainteresowane są wykupem od gmin atrakcyjnych terenów miejskich znajdujących się w rękach działkowców.

Dziwi też to, że redaktor Wielgo nie dotarł do wszystkich założeń do ustawy „prawo działkowe”, które przygotowuje zespół posłów Platformy Obywatelskiej pod kierunkiem posła Stanisława Huskowskiego. Założenia te zostały przekazane przez posła Stefana Niesiołowskiego i posła Andrzeja Orzechowskiego działkowcom już na przełomie listopada i grudnia 2012 roku. Są one powszechnie dostępne, choćby na stronie ww.pzd.pl. Tymczasem w opublikowanym 9 stycznia 2013 roku artykule pojawiają się jedynie lakoniczne wzmianki, że posłowie rozważają kilka niekorzystnych zapisów. Czy to zwykła nierzetelność dziennikarska czy jedynie próba ochrony planów rządowych przed powszechną krytyką społeczną? Wszak w Gazecie Wyborczej od dawna widoczna jest linia programowa tak jawna, że aż rażąca. Tymczasem projekt, który przygotowali posłowie Platformy Obywatelskiej działkowcom to nic innego, jak ostateczne rozwiązanie kwestii ogrodów poprzez ich stopniową likwidację. Wszystkie zapisy tego projektu uderzają z każdej strony działkowca, stawiając go w pozycji „dzikiego lokatora” na pańskich włościach. Propozycje zespołu posła S. Huskowskiego oznaczają ograniczenia, a wręcz odebranie im praw i radykalne pogorszenie warunków funkcjonowania ogrodów. Posłowie PO w swoich planach i zamierzeniach wzięli pod uwagę jedynie interes właścicieli gruntów. W opinii działkowców, posłowie PO założenia nowej ustawy opracowali nie uwzględniając tego, co jest najważniejsze w idei ogrodnictwa działkowego – ochrony własności działkowca, docenienia jego roli i wieloletniej pracy, a także zapewniania stabilnej przyszłości i dalszej możliwości istnienia oraz rozwoju ogrodów w Polsce. Działkowcy są przekonani, że założenia tego projekt są krzywdzące dla całego środowiska działkowego i ogrodów. Nie zrozumiałe jest więc, dlaczego tak mało miejsca zostało poświęcone temu projektowi, podczas gdy zapisy projektu Solidarnej Polski omawiane są wręcz szczegółowo? Być może redaktor Wielgo nie uniknął osobistych akcentów i opisał ten projekt, który jest mu najbliższy?

W części z podtytułem: „od radnych wiele zależy” pojawia się informacja, że likwidacja ogrodów wydaje się przesądzona tylko tam, gdzie przewiduje to plan zagospodarowania przestrzennego. Redaktor Wielgo wspomina także, że procedury związane z uchwalaniem takiego planu są czasochłonne, co zapewne ma działkowców napawać optymizmem. Tymczasem dziennikarz nie starał się nawet dotrzeć do informacji, ile ogrodów w miastach rzeczywiście wpisanych jest w plan zagospodarowania przestrzennego. Wystarczy wziąć pod lupę duże aglomeracje miejskie, czyli te, które likwidacją ogrodów są najbardziej zagrożone, ze względu na cenne dla różnych grup interesów grunty. Wiele ogrodów zostało wyrzuconych ze studiów i planów zagospodarowania przestrzennego. Tak jest na przykład we Wrocławiu, gdzie wszystkim wiadomo, że tereny ogrodów zajmują tzw. „atrakcyjne” obszary. Są to tzw. „cenne” tereny pod inwestycje. Z tego też względu 500 hektarów terenów ogrodów we Wrocławiu zostało w Studium i planach przeznaczone na cele komercyjne, a kolejne 600 ha ogrodów na cele deweloperskie. Rozmowy działkowców z władzami Wrocławia, prośby, apele i wielomiesięczne zabiegi w celu zmiany tej decyzji nie przyniosły żadnych efektów. Władza nie liczy się z ludźmi, gdy na szali są miliony, a nawet miliardy złotych zysku. A co z działkowcami, których większość to w dalszym ciągu emeryci, renciści ale też bezrobotni, pracownicy budżetówki i młode małżeństwa z dziećmi? Ci ludzie nie mają przebicia, za nimi nikt nie lobbuje – decyduje ten, kto ma władzę i wcale nie musi liczyć się z działkowcami czy społecznością miejską. Może mieszkańcy dużych miast powinni uprawiać ziemię tylko w doniczkach, mieszkając w blokowiskach? Albo najlepiej wyrzucić ich za miasto. Niestety taka jest rzeczywistość obserwowana na co dzień. W Warszawie w planie zagospodarownia przestrzennego są tylko informacje o miejskiej zieleni – nie oznacza to jednak zgody na dalsze istnienie ogrodu. Wykreślenie czy zmiana jest tylko kwestią chwili czy poglądów warszawskich radnych, a nie konsultacji ze środowiskiem działkowców. Zatem słowa redaktora „urzędnicy muszą konsultować swoje propozycje z mieszkańcami” są tylko czczym życzeniem pana redaktora Gazety Wyborczej, a nie prawdą objawioną. W całej Polsce nie ma ani jednego przykładu przekształcenia ogrodu w ogólnodostępny park miejski – czy zatem pan redaktor nadal chce patrzyć na dobrą wolę gmin i miast przez „różowe okulary”?

Rzetelny dziennikarz nie powinien pisać, to co mu się podoba, ale to, co wynika ze znajomości sprawy i jej rzetelnej weryfikacji. Mamy nadzieję, że kolejne artykuły dotyczące Związku, a także działkowców i przyszłości ogrodnictwa działkowego, nie będą wprowadzały czytelników w błąd, ale będą obiektywnie i rzetelnie informować czytelników „Gazety Wyborczej” o zaistniałych faktach.

KR PZD

Pozostałe artykuły:

Chcesz dołączyć do naszego zespołu i stać się częścią Polskiego Związku Działkowców? Sprawdź, co dla Ciebie przygotowaliśmy!

Chcesz być na bieżąco?

Zapisz się do naszego newslettera, by nie przegapić ciekawostek i porad dotyczących życia na Twojej działce!

Wyszukiwarka wpisów