Komentarz OZM PZD do artykułu „Nie” dla rozdawnictwa opublikowanego w Rzeczpospolitej 12 sierpnia br.

W trudnym dla PZD okresie, kiedy w Sejmie ważą się losy „być albo nie być” miliona działkowców warto docenić fakt, że  ich problemy trafiają na pierwsze strony i łamy jednego z najpoważniejszych polskich dzienników. Jednak artykuł „Nie” dla rozdawnictwa, który ukazał się w „Rzeczpospolitej”, a szczególnie  komentarz redakcyjny zamieszczony pod tekstem trudno uznać za przykład rzetelności dziennikarskiej, która bezpośrednio o powadze pisma zwykle świadczy. Po raz kolejny niestety okazuje się, że najważniejsze jest nie meritum, ale lotny, ogólnokrajowy temat, który można deformować i wypaczać w zależności od sytuacji i subiektywnych opinii. Biorąc pod uwagę merytoryczną wartość omawianego artykułu nie można pozostawić bez komentarza wielu niedomówień i skrótów myślowych opartych na „zasłyszanych” jedynie opiniach.

Redaktor Andrzej Stankiewicz w tekście „Nie” dla rozdawnictwa skupia się przede wszystkim na kwestii tzw. rozdawnictwa działek, które wedle poprawek zgłoszonych przez PO do projektu ustawy miałyby stać się własnością działkowców. Przytacza tu, bardzo ciekawe swoją drogą, wyniki sondaży dotyczących tematu ogrodów działkowych  przeprowadzonych w ostatnim czasie wśród Polaków. Z sondaży, jak pisze redaktor Stankiewicz, wynika, że „połowa z nas uważa, że działkowcy powinni mieć prawo do wykupienia ogródków na własność”. Jednocześnie w sondażach wyraźnie widać, że Polacy nie zgadzają się na tzw. rozdawnictwo działek, które wciąż uważane są głównie  za grunty komercyjne.

Jednak powstaje pytanie ilu z pytanych Polaków jest działkowcami i ma pojęcie o idei ogrodnictwa działkowego? Ilu z nich kieruje się zwykłą zazdrością z ewentualnego faktu posiadania kawałka ziemi przez innych?

I najważniejsze pytanie: czy ktokolwiek wspomniał o zasadach, na jakich ma dokonać się uwłaszczenie działkowców według PO?

W artykule nie ma mowy o tym, że proponowane uwłaszczenie objęłoby jedynie nieco ponad 60% działkowców, a w Warszawie tylko jeden spośród 174 ogrodów mógłby być na proponowanych zasadach uwłaszczony. Mowa jest jedynie o kwestiach czysto politycznych – kto komu chce coś dać i za co, aby poprawić wizerunek?

Wydaje się, że w dalszym ciągu ogrody działkowe nie są pojmowane jako wartość przede wszystkim społeczna, a jako niewykorzystana rezerwa drogich gruntów na terenie miasta. Takie pojmowanie i szersze przedstawianie problemu ogrodów działkowych w prasie z pewnością nie pomaga w dotarciu do społeczeństwa z informacjami o faktycznym stanie, potrzebach i pożytku jaki płynie dla wszystkich obywateli z ogrodnictwa działkowego. Ponadto nie wspomina się także o tym, że PZD wyraźnie mówi „tak” dla uwłaszczenia działkowców, ale nie na tych zasadach. Trudno zarzucić PZD braku informowania (choćby na stronie internetowej) o wyniku prac sejmowej podkomisji nadzwyczajnej w tym szerokiego omawiania wersji projektu działkowego po poprawkach. Nasuwa się refleksja, że dziennikarze „Rz” z różnych powodów do tych informacji jednak nie dotarli lub zinterpretowali je z dużym uproszczeniem.

Czysto komercyjne podejście do ogrodów działkowych znajdziemy w komentarzu do omawianego artykułu Premier konserwuje działkową patologię autorstwa redaktora Marcina Piaseckiego. Tekst skupia się właściwe na uproszczeniu, że PZD utrzymuje w użytkowaniu bardzo drogie grunty, na których funkcjonują „slumsy”, czyli ogrody działkowe. Jest tam też mowa o chęci PZD do konserwowania obecnego stanu nazywanego patologią. Ponownie widać, jak na dłoni, że grunty, na których funkcjonują rodzinne ogrody działkowe widziane są jedynie przez pryzmat komercyjnych potrzeb miast, czy deweloperów. Zarzucane istnienie w obrębie ogrodów zaniedbanych działek, czy zamieszkiwania na nich bezdomnych jest problemem, który Związek stara się na bieżąco zwalczać i nikt nie kryje istnienia takich nieprawidłowości. Jednak nie może on być stawiany na szali, jako argument przeciw istnieniu ogrodów w ogóle. Trudno zmienić oblicze wszystkich ogrodów w ciągu kilku lat. Czy nazywanie ogrodów działkowych jako całości slumsami jest spojrzeniem obiektywnym?

Nie zauważa się faktu, iż ogrody w ostatnich latach regularnie się zmieniają, modernizują, otwierają na społeczności lokalne. Postrzeganie w artykule ogrodów wedle stereotypu sprzed lat 10, czy 20 jest mocno nietrafione. Redaktor Piasecki oświadcza też, że działkowcy powinni wynieść się z centów miast, i że wcześniej, czy później to nastąpi. I znów zderzamy się z niezrozumieniem idei jaką w założeniu mają być ogrody działkowe. Jako tereny zieleni są one przecież nie tylko pożytkiem dla działkowców, którzy w większości przypadków sami je stworzyli zamieniając przez lata nieużytki w ogrody. Zapomina się, że wyspowe, czy też punktowe oazy zieleni w miastach są niezbędnym i bardzo cennym uzupełnienie systemu zieleni miejskiej, co wpływa na poprawę komfortu życia wszystkich mieszkańców (np. zatrzymywaniu pyłów i zanieczyszczeń, obniżanie temperatury powietrza w czasie upałów,  możliwość obcowania z przyrodą w mieście, spacery itp.).  W tekście znajdujemy też radę dla działkowców, którzy według redaktora Piaseckiego powinni znaleźć sobie i kupić nowe tereny, aby nie blokować niezbędnego rozwoju (komercyjnego) miast. Nie ma tu mowy o realiach, o tym, że PZD nigdy nie był przeciwny  rozwojowi miast i likwidowane są ogrody działkowe na rzecz różnego rodzaju inwestycji miejskich realizowanych jako cele publiczne.

Czy najważniejszy dla miast jest jedynie pęd ku bogaceniu się? Co zrobi miasto, kiedy zabetonuje się już po szyję? Jakie rozwiązanie znajdą miasta dla ogromnej rzeszy niezamożnych (żeby nie powiedzieć biednych) osób, których nie stać na drogie wakacyjne wyjazdy i rekreację? Nie zawsze są to tylko (przytaczani często jako obraz działkowca) emeryci i renciści. Coraz częściej o działki starają się też ludzie młodzi, by zapewnić minimum oddechu w miastach swoim rodzinom. 

Czy w krajach Europy Zachodniej, do poziomu których aspirujemy też wyrzuca się działkowców poza margines miast?

Warto to sprawdzić, aby dowiedzieć się, że aktualnie coraz większą uwagę przywiązuje się w Europie i na świecie do organizowania ogrodów właśnie na terenie miast. Sami mieszkańcy wręcz organizują się w grupy tzw. partyzanckich ogrodników, którzy sadząc rośliny w mieście starają się zmienić obraz betonowych pustyni w miejsca bardziej przyjazne i zdrowe. Tam już rządzący dostrzegli potrzebę istnienia i zakładania ogrodów działkowych, które nie są traktowane jako grunty komercyjne, a sposób na poprawę komfortu życia społeczeństwa.  Czy starczy czasu, aby również w Polsce zauważono potrzebę i realne korzyści jakie dają miastu ogrody działkowe? W dużej mierze zależy to także od obiektywnego opisywania świata przez dziennikarzy, nazywanych przecież czwartą władzą.

OMA